Recenzja: dziennik The Completist — coś ponad okładką?
Choć nie umiem dokładnie powiedzieć dlaczego, ale gdy pierwszy raz zobaczyłam produkty The Completist, pomyślałam, że muszę je mieć. Kilka tygodni chodziłam wokół oficjalnej strony, gdzie dobijała mnie wysoka cena wysyłki. Ostatecznie dziennik kupiłam w promocji w irlandzkim sklepie.
Dzięki wypełnieniu bez dat, nie było na szczęście presji, żeby faktycznie zacząć go używać — nie czułam się tak winna, mając już upatrzony kalendarz na 2021.
Przyjrzyjmy się więc bliżej temu dziennikowi!
Parę słów o marce: The Completist
Brytyjskie małżeństwo Marco i Jana od 2018 roku zajmuje się tworzeniem notatników, kalendarzy i różnej maści innych „papierów”. Większość ich okładek jest nowoczesna, choć lubią zahaczać również o klasyczne wzory. W ich ofercie znajdziemy kartki okolicznościowe, papier do pakowania, oraz właśnie notatniki i kalendarze. Wśród bardziej szalonych produktów są również obudowy na telefon, poszewki na poduszki czy kubki. Wszystko z pięknymi wzorami!
Dziennik
Ten kalendarz z dziennym układem to, krótko mówiąc, kawał cegły. Absolutnie prostokątny, bez zaokrągleń na krawędziach czy wypukłości na okładce. Tekturowa oprawa przypomina bardziej książkę, niż coś, w czym można pisać, już nawet nie mówiąc o „premium”.
Kartki wypełnione są mnóstwem ramek, najpierw sekcja na datę i dzień, później dzień rozpisany w kolumnie z godzinami od 7 do 20. Miejsce na listę zadań, wpisanie priorytetu oraz duże pole na notatki. Pomiędzy ramkami jest sporo wolnego miejsca, które, przynajmniej dla mnie, nie wygląda specjalnie zachęcająco.
Test papieru
Na poniższych zdjęciach, zobaczycie pióro LAMY z ich własnym atramentem, permanentny marker (przebił na trzy strony) i atrament Monteverde, ten czerwony. Oprócz tego klasyczny olejowy długopis i długopis żelowy (zielony, na dole).
Permanentny marker przebił okrutnie. Pióra prześwitują, szczególnie w kilku warstwach (błyskawica), ale zdecydowanie nie na tyle, by powodowało to większe problemy. Po żelowym i olejowym długopisie po drugiej stronie nie widać nic.
Sam papier nie jest idealnie biały, skręca w stronę szarego. Jest też lekko chropowaty.
Zastosowanie
Jakby nie było, to kalendarz. Nie ma wpisanych dat, więc nie dość, że można zacząć w dowolnym momencie, to też wybaczy wszelkie dziury. Nie ma w nim miesięcznych rozkładówek, które dzieliłyby notatnik. Jedynym, co jakkolwiek zmienia jego użyteczność, są mniejsze dni na weekend.
Układ samych dni pozostawia trochę do życzenia. Przerwy są spore, więc ma się wrażenie zmarnowania przestrzeni (i papieru!). Podział na priorytety, rozpiska godzinowa, dwa różne miejsca na notatki… w całości trochę zabijają kreatywność i może też wymuszają to, co mamy w środku?
Szczegóły
Cena | 35 GBP (około 175 PLN) |
Format | A5 |
Papier | szarawy, 120 g/m |
Waga | ok. 250 g |
Liczba stron | 320 |
Liniatura | mieszana |
Zamknięcie | brak |
Materiał okładki | tektura, 250 g/m |
Dodatkowa kieszeń | nie |
Tasiemki | brak (zakładka w zestawie) |
Numerowane strony | nie |
Podsumowanie
Bez wątpienia, okładka jest najpiękniejszym elementem tego produktu i innych z The Completist. Nie zniewala formą ani układem, papier nie jest ani zły, ani dobry. Cena, w przypadku kalendarza, jest też dość zaporowa. Za notatnik na szczęście przyjdzie nam zapłacić o wiele mniej (15 GBP, czyli około 75 PLN, choć znów, będzie on miał mniej stron).
Ciężko mi go mimo wszystko polecić. Jeśli znajdziecie go kiedyś na promocji, możecie się skusić. Sporo z ich rzeczy w sklepie jest wyraźnie tańsza i wtedy może faktycznie warta pieniędzy. Ja wiem, że wrócę, bo ich taśmy washi wyglądają zachęcająco, a kartki urodzinowe są tak bardzo inne! Ale czy po notatnik, czy kalendarz? Wątpię.
Gdzie kupić?
Aktualnie dostawa z oficjalnego sklepu The Completist jest sensowna (płaska stawka, więc jest sens zamawiać więcej), więc warto wziąć go pod uwagę. Oprócz tego jest też irlandzki sklep Fold & Seal oraz brytyjski The Journal Shop.